Sekret mistrza Kaufmanna

#Z historii miasta

W Raciborzu od wieków warzyło się piwo, a przywilej lokacyjny traktował bardzo poważnie kwestie zaopatrzenia mieszczan w ten napój, spożywany niegdyś niemal do każdego posiłku. Wyjaśnijmy od razu, że nie prowadziło to do pijaństwa. Piwo nie dość, że było mało klarowne, to i zawartość alkoholu była w nim niewielka.

Według określonego porządku każdy dom miał prawo warzyć piwo w miejskim browarze, a magistrat dostarczać je na wyłączność do karczem oddalonych nie dalej jak mila od murów obronnych. Zapewniało to każdemu mieszczaninowi dostęp do piwa, a miejskiej kasie dochody. Tradycje piwowarstwa miejskiego w Raciborzu sięgają już XIII wieku, w krajobrazie miasta od setek lat znajduje się ulica Browarna. W XIX wieku rozwinęły się na tyle mocno, że poza starym browarem miejskim przy obecnej ulicy - a jakże - Piwnej, funkcjonowały duże pracownie Gambrinusa spod znaku braci Gotzmann (warzyli świetnego Eis-Bocka), czyli Kaula. Te drugi browar, którego budynek przetrwał do czasów współczesnych przy ul. Stalmacha, miał też swój ogromny ogródek piwny ze sceną koncertową. Dziś znajduje się tu park Jordanowski z największym w mieście placem zabaw.

Liczne raciborskie hotele i restauracje serwowały piwa warzone na miejscu, jak i trunki sprowadzane niemal z całej Europy.

Z chwilą wybudowania nowego browaru parowego przy zamku, równie nowoczesnego podówczas, co zakłady w Żywcu czy Tychach, rozkwitło piwowarstwo książęce. Jego tradycje również sięgają średniowiecza. Wiemy bowiem, że poddanych księcia od wieków nagradzano za pracę piwem właśnie. Stary browar „z dobrą panwią” funkcjonował pierwotnie na podzamczu, przy budynku bramnym. Nowy, wykorzystujący napęd parowy, umożliwiał produkcję dużej ilości trunku na sąsiednie, chłonne rynki górnośląskiej górniczo-hutniczej aglomeracji.

Z końcem XIX wieku sława raciborskiego zamkowego pilsnera mistrza Kaufmanna zawędrowała daleko poza Racibórz.

Dotarła aż do Wrocławia. Serwowano go w firmowej pijalni przy ul. Świdnickiej. Na fugel zamkowego przyjeżdżali do Raciborza Czesi z Opawy. Obydwa miasta łączyła wtedy linia kolejowa.

Wyjątkowy smak trunku miał swoje źródło w… lesie Obora. Nazwa może być nieco myląca, bo ma czeską proweniencję. Obora znacza zwierzyniec. To dawny las książęcy, dziś Arboretum Bramy Morawskiej, gdzie urządzano dworskie polowania. Bije tu źródło wody o wyjątkowych właściwościach, którą Kaufmann używał do warzenia piwa, a konkretnie pilznera (pilsa) dolnej fermentacji. Używał bawarskiego lub czeskiego chmielu oraz słodu ze starannie uprawianego, zbieranego i czyszczonego jęczmienia. Warzelnię wyposażono w najnowocześniejsze urządzenia, a fermentownię i leżakownię w dębowe kufy. Do tego dochodziły idealnie dobrane drożdże i szereg innych tajemnic mistrza piwowara.

Książęcego zamkowego piwa można było skosztować w zamkowej restauracji z ogródkiem piwnym i położoną nad brzegiem Odry sceną, gdzie piwoszom czas umilały orkiestry raciborskich pułków huzarów i ułanów (dziś to skwer Księcia Mieszka Plątonogiego).

W świat dawnego raciborskiego piwowarstwa wprowadza nas stała wystawa w gmachu Muzeum przy ul. Chopina. Zgromadzono tu narzędzia dawnych piwowarów, beczki, kufle, etykiety, butelki, kapslownicę, a także drewniane rury, którymi woda z Obory płynęła na zamek i do lewobrzeżnego miasta, do ulicznych zdrojów. Jest też szynkwas i piękny piec z byłej pijalni piwa u Müllera przy ul. Rybnickiej.

Browar Zamkowy można zwiedzać.

Warto zajrzeć do warzelni oraz schowanych głęboko pod ziemią fermentowni i leżakowni. W części dawnej warzelni jest pub Maszynownia, serwujący świeżutkie zamkowe.

Nie zanikło piwowarstwo miejskie. Dawne tradycje kultywuje Browar Rynek.

Sekret mistrza Kaufmanna

do góry